Józefów

Wieś Józefów położona w gminie Serokomla oddalona około 11 kilometrów od budynku muzeum w Woli Gułowskiej. W czasie II Wojny Światowej oprócz Polaków zamieszkiwało ją również kilkanaście rodzin niemieckich kolonistów.
To tu 14 kwietnia 1940 roku hitlerowcy dokonali okrutnej zbrodni.

W nocy z 13 na 14 kwietnia znana w okolicy banda Pękalskiego (z Hordzieży) i Mazurka dokonała napadu rabunkowego na niemieckiego osadnika Adolfa Kastnera. W wyniku rozboju śmierć poniosła prawie cała rodzina Kastnerów, a pracujący u nich Polak – Roman Szyniecki został ciężko ranny.

14 kwietnia koloniści niemieccy powiadomili władze niemieckie o napadzie jaki miał miejsce nocą. Tego samego dnia, w godzinach popołudniowych, w Józefowie zjawił się oddział żołnierzy niemieckich stacjonujących w pobliskim Kocku, samochody gestapo, Selbstschutzu i Schutzpolizei oraz uzbrojeni koloniści. Wezwano również powiatowego komendanta policji granatowej z Łukowa – Franciszka Dobromierskiego.

Od godziny 16-tej hitlerowcy zaczęli zatrzymywać ludzi na drogach i we wsiach (Bielany, Bronisławów, Hordzież, Józefów, Nowinki, Ruda, Serokomla, Zakępie) bez względu na ich wiek i płeć. Wszystkich zatrzymanych zgromadzono na polu obok zabudowań Kastnerów. Około godziny 17-tej przybył dowódca akcji, zastępca głównego komendanta gestapo w Lublinie – podpułkownik hrabia Albrecht von Alvensleben. Z chwilą jego przybycia akcja obrała wyraźny i zdecydowany kierunek. Pomimo ustaleń policji granatowej i zapewnień kpt. Dobromirskiego, że morderstwo miało charakter rabunkowy, gestapowiec miał oświadczyć, że wszyscy Polacy są winni.

W Bronisławowie akcja zatrzymywania ludności zaczęła się od omówienia jej z 83-letnim kolonistą niemieckim – Gotfriedem Kuhnem. Był on głównym podżegaczem i niejako przewodnikiem hitlerowców w Bronisławowie. Za jego namową gestapowiec zabił Antoniego Kulentego, z którym Kuhn miał zadawnione pretensje. Dając przykład innym, Kuhn podpalił gospodarstwo Zemłów, w wyniku czego spłonęło także 27 innych zabudowań. Wiele osób zostało zastrzelonych na miejscu lub w drodze do Józefowa.

Po zachodzie słońca spośród już zebranych w Józefowie ludzi pozwolono kobietom i dzieciom do lat 14-tu udać się do domów. Kobiety, które nie chciały opuścić mężczyzn zostały oddzielone od nich siłą.

Mężczyzn ustawiono w dziesięcioosobowych szeregach. Uformowaną w ten sposób kolumnę otoczono z trzech stron. Na czele tej kolumny postawiono zabranych wprost z plebani proboszcza parafii Serokomla ks. Pawła Norwinda i organistę Jana Bojarczuka. Jednak po interwencji Niemki – Leokadii Librenc zostali zwolnieni do domu.

Tuż po zmroku przy zapalonych reflektorach, do ustawionej kolumny zaczęto od tyłu strzelać z dwóch karabinów maszynowych. Wśród krzyku i zapadającej ciemności, nie mając od przodu straży część kolumny rzuciła się do ucieczki w pole w kierunku Hordzieży. Ta ucieczka spowodowała przerwanie ostrzału z karabinów maszynowych, a boczne straże zaczęły strzelać do zbiegów rozproszonych po polu. W ten sposób udało się kilkudziesięciu mężczyznom ocalić wolność i ujść z życiem. Po opanowaniu całej sytuacji hitlerowcy przystąpili do dobijania rannych.

Wkrótce doprowadzono zatrzymanych z miejscowości Bronisławów, Serokomla i Ruda. Kobiety i dzieci zostały brutalnie oddzielone od mężczyzn, a im polecono położyć się w szeregach na ziemi. Po około godzinnym maltretowaniu, przystąpiono do rozstrzeliwań. Teraz rozstrzeliwano pojedynczo strzelając do leżących na ziemi, lub też na stojąco każąc ofiarom wcześniej wstać. W ten sposób zgładzono wszystkich zgromadzonych, między  innymi kierownika szkoły w Zakępiu Józefa Kalinowskiego oraz  sołtysów gminy Serokomla wracających z odprawy z Łukowa. Przez całą noc trwało przeszukiwanie okolicznych pól i poszukiwanie tych, którym udało się zbiec.

Następnego dnia faszystowscy mordercy dokonali rabunku mienia swoich ofiar.

Ciała zakopano w masowym grobie koło zabudowań Kastnerów, na polu Władysława Piątasa. Następnie grób i wszelkie ślady egzekucji postanowiono zatrzeć, bronując całe miejsce kaźni. W ten sposób zamordowano 191 osób. Wśród nich były 2 kobiety, 5 starców powyżej 70 lat, 10 chłopców w wieku od 14 do 16 lat oraz 21 osób, których nazwisk nie dało się ustalić. Z miejsca mordu zbiegło zaledwie 47 osób.

W tydzień po zbrodni polska policja granatowa odebrała bandytom część łupów wraz z wozem zaprzężonym w konia i przekazała je zamężnej córce Kastnera mieszkającej w Józefowie. W dwa tygodnie później sprawcy zostali schwytani i wysłani tylko do obozu karnego, co dowodzi, że zabójstwo Kastnerów było pretekstem do mordowania Polaków.

Po wojnie podżegacz z Bronisławowa, Gotfried Kuhn, został zatrzymany i osadzony w więzieniu w Siedlcach, gdzie wkrótce zmarł. Za Alvenslebenem i kilkudziesięcioma kolonistami biorącymi czynny udział w mordzie wysłano listy gończe.

16 lat po zbrodni ciała bestialsko pomordowanych ekshumowano i przeniesiono na cmentarz parafialny w Serokomli, gdzie zostali pochowani w 16 zbiorowych mogiłach. Po dziś dzień na miejscu mordu znajdują się krzyż i pomnik bolejącej kobiety, upamiętniające tamto wydarzenie.